Dawno,dawno temu będąc na studiach udało mi się skorzystać z wyjazdu na Erasmusa. Nie było to byle jakie stypendium ! Trzeba było spełniać określone kryteria : dobra znajomość języka (uf dobrze, że byłam na filologii), dobre oceny (nie było łatwo, ale się udało) i dostarczyć papierki. Oto historie, które przytrafiły mi się podczas wymiany!
"Kolorowe dossier"
Pamiętam, że po przyjeździe do Rennes należało się zgłosić do studenckiego dziekanatu (to taki sekretariat) i wypełnić dokumenty. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że Pani z przysłowiowego okienka podała mi trzy dossier... Każdy w innym kolorze! Dla tych,którzy mieszkają we Francji na stałe to nie nowość :) Niestety dopadła mnie francuska nieznośna administracja! To było moje pierwsze starcie... Po 30 minutach wypełniania, czasami tego samego, udało mi się oddać dossier w komplecie. Następnie rozpoczęła się "wędrówka ludów". Należało w ciągu, bodajże, tygodnia dostarczyć listę przedmiotów, na które będę uczęszczać. Między Bogiem a prawdą w życiu na tylu zajęciach nie byłam :-) Za każdym razem należało wypełnić papierek, uzyskać podpis, następnie dostarczyć do dziekanatu.
"Strajk"
"Alors, on danse!"
Prawdą jest, że będąc na takiej wymianie trochę się szaleje :) jedni chodzą na tańce i swawole w rytm ruchu bioder, inni chodzą na koncerty rockowe, jazzowe i tym podobne. Tak czy owak świetnie się bawiłam ! Poznałam mnóstwo wspaniałych ludzi. W akademiku mój pokój był niewielki, ale mimo to mieścił bardzo dużo ludzi:) Na piętrze mieszkałam z prawdziwą mieszanką kulturową. Razem gotowaliśmy i siedzieliśmy do późnych godzin nocnych...ech! było tak pięknie! :)
"Paris, Paris... mon pauvre Paris!"
***
Wpis ten powstał w ramach projektu "W 80 blogów dookoła świata".
Oto inne wpisy, które powstały w ramach tej akcji :
Co za historie!
RépondreSupprimerjest co wspominać:)
Supprimerżycie studenckie w akademiku jest zawsze naj!
RépondreSupprimerwiele uczy :-)
SupprimerPiękne wspomnienia! (oprócz tego z nożem...) dobrze, że nic Ci się nie stało.
RépondreSupprimer